czwartek, 24 stycznia 2013

16. Jest dla mnie jak siostra... Tyle

Czułem oddech Marici na moich ustach. Dziewczyna przymknęła oczy. Miałem ją już pocałować kiedy do pokoju wpadła moja mama.
-Kolac... Przepraszam powinnam zapukać, przepraszam, ale kolacja już na stole- uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
-Nic się nie stało- wyszeptała Marica i zepchnęła mnie na bok- zgłodnieliśmy. Prawda Justin?- zapytała patrząc na mnie.  Ja  nic nie odpowiedziałem tylko pokiwałem głową.
-W takim razie zapraszam- zaśmiała się moja mama. Kiedy schodziłem po schodach patrzyłem na Marice. Jej wyraz twarzy nic nie mówił.
-Smacznego- powiedziała kiedy usiedliśmy do stołu. Z Maricą odpowiedzieliśmy chórem i przystąpiliśmy do jedzenia - Jak twoja noga?- zapytała mama.
-Już lepiej. Tylko ten gips- powiedziała smutno i popatrzyła na niego.
-Jak chcesz to mogę ci po nim porysować, będzie kolorowy- zaproponowałem by poprawić jej humor.
-Lepiej nie bo będzie wstyd wychodzić z domu- zaśmiała się moja mama, a za nią Marica. Ja tylko skarciłem je wzrokiem. Odpowiedziały mi jeszcze większym chichotem. Nic już nie mówiąc powróciłem do jedzenia kolacji. W pewne chwili poczułem że ktoś mnie kopie pod stołem. Domyśliłem się że to Marica. Spojrzałem na nią a ona tylko coś wyszeptała. Z ruchu jej warg wyczytałem jedno słowo : "przepraszam". Uśmiechnąłem się do niej i również kopnąłem ją w nogę. Dziewczyna uśmiechnęła się.

***
-Justin umówiłam się z koleżanką, będę przed północą- powiedziała mama po skończonym posiłku.
-Mamo oboje dobrze wiemy że będziesz później- zaśmiałem się.
-Przestań. Miło było cię poznać- skierowała się do Marici.
-Mi również- odpowiedziała dziewczyna, a moja mama przytuliła ją. Cała ona...
-No to zostaliśmy sami- powiedziałem z cwaniackim uśmieszkiem kiedy rodzicielka zamknęła drzwi.
-Justin to nie jest śmieszne, ja już też będę się zbierać- odpowiedziała zbierając swoje rzeczy.
-Dlaczego?
-I tak już się zasiedziałam.
-No dobrze- westchnąłem niezadowolony- odwiozę cię- zaproponowałem.
-Zamówię taksówkę- rzuciła szybko i już wychodziła kiedy złapałem ją za dłoń.

Oczami Marici...
-Zrobiłem coś nie tak?- zapytał świdrując mnie wzrokiem.
-Nie- odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc. Przecież nie powiem mu że to co zaszło dzisiaj w studio nie powinno się  w ogóle wydarzyć i to w jego pokoju również.
-Coś nie wydaje mi się- powiedział puszczając moją dłoń.
-Naprawdę nic się nie stało- mówiłam dalej.
-Przecież widzę że chodzi o to co było u mnie w pokoju. Ja przepraszam poniosło mnie- zaczął się tłumaczyć.
-Justin naprawdę nic się nie stało...
-Nie Marica, stało się i cie przepraszam. Jesteśmy przyjaciółmi  a ja coś odwalam- i znów zaczyna się ta gadka o przyjaźni. Jak ja jej nie nienawidzę...
-Jest ok- powiedziałam i przytuliłam go.
-Czyli jutro przychodzisz do mnie nocować?- zapytał.
-Pewnie- powiedziałam i sie uśmiechnęłam.
-Odwiozę cię... I nie chce słyszeć odmowy. Tylko poczekaj, ubiorę się- powiedział szybko i gdzieś pognał. Zaśmiałam się i stałam patrząc jak lata po całym holu szukając czegoś.
-Czego szukasz?
-Drugiego buta. Musi gdzieś tutaj być- mówił zdenerwowany.

***
-I jak było?- zapytała Elizabeth kiedy tylko weszłam do domu.
-Normalnie- powiedziałam bez żadnych emocji.
-Na pewno?
-Nie- powiedziałam i usiadłam na kanapie obok niej.
-Co się stało?
-Ja już sama nie wiem o co mi chodzi. Myślałam że z Justinem jesteśmy tylko przyjaciółmi ale mi to chyba nie wystarcza- westchnęłam.
-Biedactwo. Najlepiej jak z nim porozmawiasz- powiedziała i pogłaskała mnie po plecach.
-Nie chcę z nim o tym rozmawiać... On cały czas podkreśla że jesteśmy przyjaciółmi. W kółko ta sama gadka.
-Wszystko będzie dobrze- powiedziała.
-Mogłabym jutro nocować u Justina? Zaprosił mnie- zapytałam.
-Pewnie. Może to i nawet lepiej bo Josh też mnie zaprosił- uśmiechnęła się.
-Jak się układa między wami?- zapytałam.
-Jest cudownie, Josh już planuje nasz ślub. Jest taki słodki. Wciąż powtarza że chciałby się ze mną ożenić i mieć gromadkę dzieci.
-Bardzo cię kocha- podsumowałam.
-Jest kochany.
-Cieszę się że jesteś szczęśliwa. Pójdę już do siebie. Położę się. Trochę mnie noga boli.
-Możemy pojechać do lekarza.
-Nie, nie trzeba po prostu trochę ją nadwyrężyłam.
-Dobrze, dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedziałam i poszłam do pokoju. Kiedy usiadłam na łóżku pomyślałam że zadzwonię do taty.
-Cześć kochanie- usłyszałam głos mojego taty.
-Cześć tatku co tam u ciebie?
-A dobrze. A jak tam w LA?
-W porządku trochę noga mnie boli ale da się wytrzymać.
-To cieszę się, a jak tam u Elizabeth?
-Dobrze, przepraszam ale jestem zmęczona. Pogadamy jutro?
-No pewnie. Połóż się. Pa.
-Pa kocham cię.
-Ja ciebie też- usłyszałam i rozłączyłam się. Nie miałam już sił na cokolwiek dlatego umyłam się, przebrałam w piżamkę i poszłam spać.

***
Obudził mnie telefon. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
-Słucham- powiedziałam zaspanym głosem.
-No hej, dlaczego się nie odzywasz? Chcesz żebym się obraził?- usłyszałam głos Chrisa.
-Przepraszam, ale jakoś tak wyszło. Złamałam nogę.
-Moje biedactwo- powiedział troskliwie- widziałaś się z Justinem? Bo ten kolo znów się nie odzywa.
-Widziałam go. Dzisiaj mu powiem żeby się odezwał.
-O widzę że już rozmawiacie ze sobą..
-Długa historia.
-Ok nie będę cię nękał. Tylko odezwij się czasem. Stęskniliśmy się za tobą z Ann.
-Obiecuję- zaśmiałam się.
-Trzymam za słowo.
-Na razie.
-Pa- odpowiedziałam i z powrotem położyłam się wygodnie w łóżku.
-Marica!- usłyszałam wołanie Elizabeth.
-Słucham!- krzyknęłam.
-Idę do Josha.
-Ale miałaś iść popołudniu- powiedziałam i wyszłam z pokoju.
-Kochanie jest już po 15. Długo spałaś.
-Miłej zabawy- powiedziałam i przytuliłam ją.
-To ja życzę miłej zabawy- zaśmiała się.
-Ok- powiedziałam a Elizabeth wyszła. Włączyłam telewizor i oglądałam jakiś film. Usłyszałam że dostałam smsa więc poszłam do pokoju po telefon.  Możesz do mnie wpaść o 18 ? To był Justin. Szybko odpisałam : Mogę, ale musisz załatwić żelki :D  Nie musiałam czekać długo na odpowiedź : Ok. Będziesz miała duuużo żelków.  Uśmiechnęłam się i z powrotem oglądałam film.

Oczami Justina...
Musiałem wszystko przygotować. Nie mogłem się skupić bo cały czas dostawałem smsy od dziewczyny którą poznałem na imprezie na plaży.  Była śliczna. Jasne blond włosy, niebieskie oczy i ten jej uśmiech... Jednym słowem ideał.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Pobiegłem je otworzyć.
-Hej, wchodź- przywitałem się z Maricą i wpuściłem ją do środka.
-Nie obrazisz się jeżeli zaproszę jeszcze kogoś?
-Nie no pewnie że nie- uśmiechnęła się.
-Na pewno?
-Tak. Justin przestań już- uśmiechnąłem się do niej i napisałem do Natalie żeby wpadła.
-Co robimy?- zapytała Marica.
-Może obejrzymy jakiś film?- zaproponowałem.
-Ok ale nie horror- powiedziała szybko.
-Niech ci będzie- powiedziałem i poszliśmy oglądać jakąś komedie romantyczną. W połowie filmu usłyszałem dzwonek do drzwi. Zerwałem się szybko i poszedłem przywitać mojego gościa...
-Cześć- powiedziałem z uśmiechem.
-No hej- powiedziała i przywitała się buziakiem w policzek.
-Zapraszam- zaprowadziłem ją do pokoju- To Marica moja przyjaciółka, a to jest Natalie- przedstawiłem je sobie.
-Hej- Marica wyciągnęła w stronę Natalie. Dziewczyna uścisnęła ją i pokazała swój przepiękny uśmiech. Usiedliśmy na kanapie. Ja pośrodku i oglądaliśmy film.
-Może przyniosę popcorn?- zaproponowałem. Dziewczyny pokiwały głowami na tak- Natalie, pomożesz?
-Ok- poszliśmy do kuchni a ja wstawiłem popcorn do mikrofali.
-Co tam u ciebie?- zagadałem.
-Dobrze a u ciebie?
-Nie narzekam zwłaszcza że obok mnie jest taka śliczna dziewczyna- spojrzałem na nią. Miała rumieńce na policzkach. Wyglądała słodko. Zbliżyłem się do niej i lekko musnąłem jej usta. Dziewczyna zaczęła oddawać pocałunki. Jej usta były takie miękkie że nie mogłem się powstrzymać żeby nie pogłębić pocałunku.
-Hej, a co z Maricą?- odsunęła się ode mnie i spojrzała prosto w moje oczy. Nie wiedziałem co powiedzieć. Szczerze to zatkało mnie.

Oczami  Marici...
Długo nie wracali więc postanowiłam pójść do kuchni. Kiedy byłam już pod drzwiami usłyszałam ich rozmowę. Wiem że nie powinnam, ale ciekawość wzięła górę.
-Hej, a co z Maricą?- usłyszałam Natalie.
-A co ma być. Jest tylko moją przyjaciółką.
-Na pewno?
-Tak, przestań, nie mógłbym z nią być jeżeli o to ci chodzi. Jest dla mnie jak siostra... Tyle- usłyszałam Justina. Poczułam ukłucie w sercu.  Szybko wróciłam do pokoju i usiadłam na kanapie. Justin z Natalie wrócili chwilę później cali w skowronkach. Znów zaczęliśmy oglądać film. Miałam już dość. Taka miłość się nie zdarza...
-Justin ja chyba się już położę- powiedziałam i wstałam z kanapy.
-Już?- zapytał zdziwiony.
-Noga mnie trochę boli.
-Kupiłem żelki.
-Nie mam ochoty. Przepraszam ale chcę już iść spać- powiedziałam i poszłam  do pokoju gościnnego. Usiadłam na łóżku i nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chciało mi się spać a nie miałam nic do roboty. Wyszłam na balkon i usiadłam patrząc na piękny ogród oświetlony lampkami. Był śliczny. Najbardziej podobało mi się oczko wodne. Było takie kolorowe...
Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Obróciłam głowę i zobaczyłam Justina.
-Wiedziałem że nie idziesz spać- powiedział siadając obok mnie.
-Nie mogłam zasnąć więc wyszłam na balkon. Gdzie Natalie?
-Musiała już wracać.
-Fajna dziewczyna- uśmiechnęłam się.
-Tak jest po prostu jak anioł. Śliczna, miła, inteligentna, zabawna- spojrzałam na niego  wydawał się rozmarzony.
-Ale wiesz co? Są dwie kobiety, których nigdy nie przebije. Jedna to moja mama...
-A druga?- zapytałam.
-A druga to moja przyjaciółka, w sumie to prawie jak siostra. Znasz ją- zaśmiał się.
-Nie wiem, a jaka ona jest?
-Jest zabawna, miła, uprzejma same super rzeczy. Poznałem ją w skateparku i z ręką na sercu mogę powiedzieć że nie potrafi jeździć na bmx'ie- zaśmiał się a ja go uderzyłam łokciem w żebra.
-Za co to?- zaśmiał się.
-Takiego miałam nauczyciela.
-Teraz na mnie wszystko zwal.
-Ok- zaśmiałam się- To było miłe braciszku- przytuliłam go jak najmocniej potrafiłam.
-Zimno się zrobiło. Chodźmy do środka- zaproponował na co ja się zgodziłam.
-Zależy ci na niej, prawda?- zapytałam kiedy już siedzieliśmy na łóżku.
-Na Natalie?- ja pokiwałam tylko głową na tak- bardzo mi na niej zależy- odpowiedział. Nic już nie mówiłam tylko położyłam się i zamknęłam oczy.
-Dobranoc księżniczko- usłyszałam szept i poczułam że dał mi buziaka w czoło.
-Dobranoc Justin- wyszeptałam.

środa, 16 stycznia 2013

15. On to wie jak dziewczynie dogodzić

Otwierając oczy poczułam jak ktoś mnie obejmuje w pasie. Dopiero teraz przypomniałam sobie że Justin spał u nas. Lekko przekręciłam głowę w jego stronę. Wyglądał słodko. Miał roztrzepane włosy i lekki uśmiech na ustach. Cicho zaśmiałam się a chłopak zaczął otwierać oczy.
-Dziękuję że zostałeś- powiedziałam szepcząc.
-Nie ma sprawy księżniczko w końcu jesteśmy przyjaciółmi no nie?
-Jesteśmy, jesteśmy- poczochrałam jego włosy.
-Ej tylko nie włosy!- krzyknął. Ja tylko zaśmiałam się. Spojrzałam na zegarek 9:57. No to ładnie. Chciałam wstać ale gips na nodze mi przeszkadzał.
-Poczekaj pomogę ci- powiedział Justin. Wstał z łóżka i wyciągnął mnie z niego. Wzięłam kule i poszłam do łazienki. Umyłam się i ubrałam w czyste ciuchy. Kiedy wyszłam z niej, chciałam zejść na dół do kuchni ale oczywiście nie pozwolił mi na to Justin.
-Oszalałaś, chciałaś spaść z tych schodów!- nie mówiąc już nic wziął mnie na ręce i zniósł na dół.
-Justin dziękuje ale nie musiałeś, sama bym zeszła- powiedziałam na swoją obronę.
-Tak jasne a później znów do szpitala i gips na drugiej nodze, na prawej ręce na lewej, żebra...- w tym momencie zamknęłam mu usta dłonią i spokojnie powiedziałam:
-Justin wystarczy- chłopak uśmiechnął się do mnie i pokazał na stół.
-Zrobiłem śniadanie, chcesz kanapki, kanapki a może zjesz kanapki?- zaśmiał się.
-Hmmm... Chyba skusze się na kanapki- powiedziałam siadając już do stołu.
-Smacznego- powiedział Justin.
-Smacznego.
-Słuchaj mam dla ciebie propozycję...- nie zdążył dokończyć bo usłyszeliśmy jak ktoś wszedł do domu. Popatrzyłam w stronę drzwi. Stała w nich Elizabeth cała uśmiechnięta. Wbiegła do kuchni.
-Cześć Justin- przywitała się a potem popatrzyła na mnie znacząco. Ja zaczęłam się śmiać.
-Nie myśl sobie za dużo. W nocy bolała mnie noga więc zadzwoniłam po Justina  żeby cię nie martwić. Pojechaliśmy do szpitala i okazało się że mam złamaną nogę.
-Skarbie było trzeba do mnie zadzwonić. Przyjechałabym.
-Nie chciałam ci przeszkadzać- powiedziałam z uśmiechem patrząc na nia.
-Ja chyba muszę się już zbierać- powiedział Justin.
-Poczekaj- powiedziałam kiedy chłopak już otwierał drzwi- miałeś mi coś powiedzieć- powiedziałam wolno idąc o kulach w jego stronę.
-Chciałem się zapytać czy dzisiaj nie poszłabyś ze mną do studia- powiedział z uśmiechem. Popatrzyłam na Elizabeth. Ona pokiwała głową na tak.
-Super, tylko o której- powiedziałam patrząc na niego.
-Za godzinę?
-Ok- powiedziałam i się do niego przytuliłam.
-Do zobaczenia.
-Pa- odpowiedział i już go nie było. Popatrzyłam na Elizabeth. Była cała w skowronkach. Podeszłam do niej.
-Co się stało- zapytałam.
-Josh mi się oświadczył- pisnęła pokazując mi dłoń z pierścionkiem.
-Aaaa!- zaczęłam krzyczeć jak jakaś wariatka- tak się cieszę.
-Ja mam tylko nadzieję że nie mój brat nie będzie dziadkiem- nagle spoważniała.
-Nie, oszalałaś? Ja i Justin jesteśmy tylko przyjaciółmi- uśmiechnęła się.
-Nie dla niego i widzę że dla ciebie też nie- zaśmiała się.
-Nie przesadzaj- powiedziałam i poszłam w stronę schodów- idę się przyszykować a jak zejdę to mi wszystko opowiesz ze szczegółami!- krzyknęłam.
-Ok- usłyszałam tylko.

Oczami Justina...
-Mamo przepraszam że nie powiedziałem ci wcześniej że zostaje u Marici- powiedziałem kiedy tylko wszedłem do domu.
-Synku naprawdę nic się nie stało- odpowiedziała z uśmiechem- tylko mam nadzieję że kiedyś ją poznam.
-Będziesz miała dzisiaj okazję, zabieraj ją do studia a później namówię żeby wpadła do nas na kolację. Nie będę dzisiaj siedział długo w studiu.
-Dobrze w takim razie zrobię coś pysznego na kolacje- powiedziała i poszła na ogród. Ja poszedłem się umyć i przebrać. Musiałem jeszcze zadzwonić po Kenniego.
-Mógłbyś przyjechać po mnie tak za godzinkę?- zapytałem.
-Pewnie. Do zobaczenia.
-Na razie- odpowiedziałem i zbiegłem po schodach na dół.
-Mamo ja zaraz będę wychodził!- krzyknąłem stojąc w drzwiach prowadzących na ogród. Moja mama siedziała na hamaku i pokazała żebym dołączył do niej.
-Tata przyjeżdża na weekend.
-To świetnie- od razu zrobiło mi się lepiej i przytuliłem mamę.
-Mam nadzieję że znajdziesz dla niego czas a nie tak jak ostatnio- powiedziała z przekąsem.
-Wiesz że wtedy miałem urwanie głowy... To cud że znalazłem te pół godziny- powiedziałem smutno.
-Wiem Justin. Mimo że tato jest z ciebie dumny wiem że smutno było mu z tego powodu.
-Wiem i przepraszałem go za to. Tym razem nie nawalę. Obiecuję.- cmoknąlem ją we włosy. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Ja już lecę, będę na kolację- powiedziałem i pobiegłem...

***
-Podoba ci się piosenka?- zapytałem Maricę kiedy jedna była już gotowa.
-Jest świetna- uśmiechnęła się.
-Ciesze się że ci się podoba.
-Juustin!!- usłyszałem ten cholernie piskliwy głos. Odwróciłem się i nie mogłem uwierzyć.
-Selena? Co ty tutaj robisz?- zapytałem zdziwiony.
-No jak to co. Przecież musimy się razem pokazywać- powiedziała i dopiero teraz zobaczyła Maricę.
-O... widzę że dobra jest, skoro z nią tutaj jesteś- zaśmiała się.
-Selena przestań!!- nie wytrzymałem. Kolejny raz już nie skrzywdzi Marici.
-No dobra, dobra- odpowiedziała.
-Justin chodź- mój menadżer mnie zawołał.
-Macie być w jednym kawałku jak wrócę- powiedziałem patrząc na dziewczyny. Z jednej strony strasznie bałem się ich zostawić same, ale z drugiej... Może Marica jej coś powie  się w końcu odczepi...

Oczami Marici..
-Dobry jest w łóżku co nie?- zapytała z uśmieszkiem. Nie mogłam pozwolić jej na chociaż odrobinkę satysfakcji.
-Normalnie jest super. On to wie jak dziewczynie dogodzić- powiedziałam udając rozmarzoną. Wiedziałam że to co właśnie robię nie jest fair w stosunku do Justina ale musiałam to zrobić.
-Spałaś z nim!- krzyknęła zła.
-Tak, było cudownie- powiedziałam spokojnie.
-Jesteście razem?- zapytała z nutką nadziei że chyba odpowiem nie.
-Nie wiem czy mogę tak ci powiedzieć.
-Daj spokój, przecież wiem że kłamiesz... nie spałaś z nim ani nawet z nim nie jesteś. Udowodnij- powiedziała z dumą.
-Ok- popatrzyłam na nią z uśmiechem. W duchu myślałam w co ja się wpakowałam i jak ja jej teraz udowodnię to że z nim jestem...  Nie miałam za dużo czasu na to aby coś sensownego wymyślić bo Justin szedł właśnie w naszą stronę. Selena tylko popatrzyła na mnie znacząco i zaśmiała się. Podeszłam do chłopaka i najpierw zbliżyłam się do jego ucha.
-Przepraszam ale musiałam- wyszeptałam i pocałowałam go. Justin był zdezorientowany na początku ale potem zaczął oddawać pocałunki. To było dość dziwne ale poczułam motylki w brzuchu. Całował bardzo dobrze. Położył swoje dłonie na moim pasie i przysunął się jeszcze bliżej. Kiedy oderwaliśmy się od siebie chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń i poszliśmy na kanapę obok Seleny.
-Ja już muszę iść śpieszę się- powiedziała szybko i prawie wybiegła z pomieszczenia. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami zaczęłam się głośno śmiać razem z Justinem.
-Wychodzę tylko na kilka minut a kiedy wracam my już jesteśmy razem- mówił przez śmiech.
-Musiałam. Ona nie dawała mi spokoju- powiedziałam patrząc na moje buty. Justin podniósł mój podbródek.
-Hej, nic się nie stało. W końcu się od nas odczepi. Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem- powiedział i mnie mocno przytulił. No właśnie przyjaciółką. Przez ten cholerny pocałunek chyba poczułam coś do niego...
-Zapraszam cię do mnie na kolację. Moja mama chce cie poznać moja dziewczyno- zaśmiał się.
-Nie odmówię twojej mamie W końcu zabrałam jej syna na całą noc.
-Grunt że było miło- powiedział Justin- chodźmy- powiedział i wstał z kanapy. Poszliśmy do windy potem do auta i pojechaliśmy do Justina. Krępowała mnie sytuacja w aucie. Justin nie odzywał się do mnie tylko pisał z kimś smsy...

***
-Miło cie poznać- powiedziała Patty.
-Mi także.
-Mamo co na kolacje- przerwał nam Justin a my się zaśmiałyśmy.
-Kochanie wszystko w swoim czasie- odpowiedziała.
-Czyli mam wsiąść Marikę do mnie do pokoju?
-Zawołam was jak kolacja będzie gotowa- powiedziała i zniknęła w kuchni.
-No to zapraszam- wziąłem ja na ręce i zaniosłem do pokoju.
-A więc to jest twoje królestwo?- zapytała patrząc się na wszystkie strony.
-Można tak powiedzieć- zaśmiałem się.
-Masz bardzo ładny pokój- powiedziała patrząc rtm razem na mnie.
-Dziękuję- odpowiedziałem skromnie. Dziewczyna położyła się na moje łóżko i zamknęła oczy.
-Śpisz księżniczko?- zapytałem.
-Nie ale twoje łóżko jest bardzo wygodne.
-Jak chcesz to jutro możesz u mnie spać, mama idzie do koleżanki na urodziny a dom mam wolny. W końcu jesteśmy razem no nie?- powiedziałem poruszając brwiami, za co dostałem poduszką..
-Osz  ty, zobaczysz- powiedziałem biorąc drugą poduszkę i siadając na dziewczynie okrakiem. Korzystając z tego że nie wiedziała co się dziej złapałem ją za nadgarstki i zbliżałem się powoli do niej.
-Przeproś- wyszeptałem. Spojrzałem na jej malinowe usta. Były pociągające.
-Bo co?
-Radzę przeprosić- powiedziałem zbliżając się jeszcze bardziej. Nasze usta prawie się stykały....



sobota, 12 stycznia 2013

14. Czyli koniec tej szopki?

-Ale ze mnie kaleka- zaśmiałam się kiedy kolejny raz leżałam na ziemi.
-Spokojnie, nauczysz się- powiedział Conor. Od godziny próbuje mnie nauczyć "prostego" triku na desce.
-Boli mnie już cały tyłek- zaśmialiśmy się.
-To może rzeczywiście usiądźmy na ławce- powiedział i pomógł mi wstać.
-Fajnie się z tobą bawię- powiedziałam.
-Ja z tobą też- zaśmiał się. Robiło się już coraz ciemniej...
-Chyba będę się zbierać do domu- powiedziałam niezbyt zadowolona z tego.
-Odprowadzę cię- powiedział.
-Nie trzeba- uśmiechnęłam się.
-Trzeba, trzeba. Sama nie będziesz wracać- powiedział i chwycił moją dłoń. Nic nie mówiąc poszliśmy w stronę domu Elizabeth. Kiedy przechodziliśmy przez park chłopak popatrzył mi w oczy i... z uśmiechem wywalił mnie na trawę.
-Nie daruje- zaśmiałam się i zaczęłam go gonić. Conor biegał głośno się śmiejąc.
-Nawet mnie nie złapiesz- krzyczał głośno .
-To się jeszcze okaże- krzyknęłam w jego stronę i nagle poczułam wielki ból w nodze. Znów w kogoś wpadłam... Leżałam nie mogąc wstać.
-Jezu ja przepraszam. Żyjesz? Cholera jasna ja to mam szczęście-słyszałam dobrze mi znany głos.
-Nie mogę wstać- wyszeptałam, ponieważ nie miałam siły mówić. Chłopak mnie wziął na ręce. Z takiej odległości bardzo dobrze widziałam jego czekoladowe oczy. Położył mnie na ławce.
-Zadzwonię po karetkę- powiedział i już wyciągał telefon kiedy podbiegł do mnie Conor.
-Co ci się stało?- zapytał przestraszony. Spojrzał na Justina.
-Coś ty jej zrobił?!- wykrzyczał mu w twarz.
-Nie zrobiłem tego celowo ok?!- Justin również podniósł głos.
-Idiota!
-Sam jesteś idiotą- Justin podszedł pod niego bliżej.
-I co mi zrobisz? zlejesz mnie? Już się boję... wielka gwiazda Justin Bieber mnie zbije- wyśmiał go Conor.
-Pożałujesz tego!- krzyknął Justin i już mieli się na siebie rzucać kiedy krzyknęłam żeby przestali.
-Poczekaj zadzwonię na pogotowie- powiedział Conor.
-Nie trzeba- odpowiedziałam- Po prostu zaprowadź mnie do domu- Próbował mnie podnieść ale nie wychodziło mu to za dobrze. Justin stał z boku i patrzył na to wszystko z kpiną.
-Weź się odsuń- powiedział w końcu. Podszedł do mnie i wziął mnie na ręce- Weź mój rower!- krzyknął do Conora. Spojrzał na mnie i wyszeptał:
-Już lepiej co księżniczko?- zapytał z uśmiechem. Ja pokiwałam głową na tak- Tak właściwie to gdzie ja mam cię zanieść?- zaśmiał się.
-Wytłumaczę ci- powiedziałam.

***
Kiedy już staliśmy pod domem Elizabeth pożegnałam się z Conorem. Chciałam też z Justinem ale on kazał Conorowi postawić rower przy bramie a mnie zaniósł do domu. Otworzyłam drzwi i tak Justin stał w holu ze mną na rękach.
-Elizabeth?!- krzyknęłam niepewnie.
-Jestem w salonie- usłyszałam. Justin mnie tam zaniósł.
-Dzień dobry- powiedział kiedy już byliśmy w pokoju.
-Dzień dobry- odpowiedziała a kiedy popatrzyła w naszą stronę zamarła- Co się stało?- widziałam że Justin chciał już to wszystko wytłumaczyć ale nie pozwoliłam mu.
-Wywaliłam się w skateparku strasznie bolała mnie noga więc Justin mnie przyniósł.
-Ale nic ci nie jest?- pytała zmartwiona- Poczekaj ja zaraz zadzwonię do Josha że dzisiaj nie przyjadę do niego- mówiła wyciągając telefon.
-Nie trzeba. Ja sobie poradzę nie musisz się mną martwić. Poleżę sobie i mi przejdzie.
-Na pewno ?
-Tak- odpowiedziałam z uśmiechem- Justin muszę cię jeszcze wykorzystać. Zaniesiesz mnie do pokoju- zapytałam. Chłopak nic nie mówiąc kierował się w stronę schodów. Pokazałam mu które drzwi a on otworzył je i położył mnie na łóżku.
-Ja przepraszam naprawdę cię nie widziałem. Nie chciałem. Przepraszam.
-Ok. Przyjmę przeprosiny ale ty musisz przyjąć też moje- powiedziałam z uśmiechem.
-Mały szantaż?- zapytał.
-Znasz mnie inaczej nie umiem- zaśmiałam się a on razem ze mną.
-Czyli koniec tej szopki?- zapytał z uśmiechem.
-To zależy od ciebie- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ok. Tylko mam jedno pytanie...
-Jakie?- zapytałam.
-Czy ty naprawdę miałaś mnie w dupie?- zapytał spuszczając głowę. Chwilę zastanawiałam się co mu powiedzieć...
-Wierzysz mi?- chłopak pokiwał głową na tak- Nie miałam cie w dupie i nigdy mieć nie będę. Nie wiem dlaczego to powiedziałam ale ja naprawdę tak nie myślałam.
-Tęskniłem- powiedział i się do mnie przytulił. Ja z uśmiechem na twarzy zrobiłam to samo tylko że mocniej.
-I już żadnych kłótni, obiecujesz?- zapytałam.
-Obiecuje, a ty?
-Ja też- powiedziałam uśmiechając się.
-Skąd znasz Conora?- zapytał nagle.
-Poznałam go w sklepie a co?
-Nic tylko uważaj na niego- powiedział z troską w głosie.
-Nie rozumiem.
-Uważaj na niego. On potrafi być różny. Przepraszam ale będę musiał się zwijać. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń do mnie nawet w środku nocy- powiedział z uśmiechem.
-Zobaczymy się jutro?- zapytałam.
-Jak nie zadzwonią z wytwórni to tak, pa- powiedział i się przytulił.
-Na razie.
-Pamiętaj, dzwoń nawet w nocy- powiedział stojąc już w drzwiach. Zaśmiałam się i pokiwałam głową na tak. Chłopak zniknął za drzwiami a do mojego pokoju po niecałej minucie wbiegła Elizabeth.
-Widzę że już pogodzeni- uśmiechnęła się.
-Tak.
-No, no ale miałaś wejście. Nie mówiłaś że masz takiego przystojnego przyjaciela- zaśmiała się.
-Elizabeth masz chłopaka!- krzyknęłam śmiejąc się.
-Lepiej od razu powiedz że jestem dla niego za stara a nie wciągasz w to Josha- teraz to wybuchnęłyśmy śmiechem.
-No nic muszę się już zbierać. Na pewno sobie poradzisz bo ja zostanę chyba na noc u Josha- uśmiechnęła się bardzo szeroko.
-Poradzę sobie tylko pamiętaj że ja chcę być chrzestną- zaśmiałam się.
-Pamiętam- mówiła wychodząc z pokoju. Ja nie miałam już siły nawet się przebrać dlatego poszłam spać w ciuchach.

Oczami Justina...
-Mamo kocham cię- powiedziałem i dałem jej buziaka w policzek.
-Justin piłeś?- zapytała podejrzliwie.
-Nie, świat bez tego tez jest piękny- powiedziałem i wtuliłem się w nią.
-To opowiadaj co się zdarzyło.
-Pogodziłem się z Maricą- powiedziałem zadowolony.
-Cieszę się- powiedziała.
-Idę spać bo jestem strasznie zmęczony- odpowiedziałem i poszedłem do siebie, umyłem się i położyłem do łóżka. Zamknąłem oczy i szybko zasnąłem.

***
Obudził mnie mój telefon. Popatrzyłem na zegarek 02:18 no ciekawe komu się nudzi...
-Halo?- spytałem na pół przytomny.
-Justin, mógłbyś przyjechać ? Strasznie boli mnie noga- usłyszałem płacz Marici.
-Zaraz będę- powiedziałem rozłączając się. Szybko nałożyłem na siebie jakieś ciuchy i pobiegłem do garażu. Wyjechałem z piskiem opon. Po chwili stałem już pod domem jej cioci. Wszedłem do domu i pobiegłem na górę do jej pokoju. Leżała na łóżku cała zapłakana.
-Boże Marica co się stało?- zapytałem przestraszony.
-Nie wiem spałam i obudził mnie ból nogi, który się nasila. Strasznie boli- płakała. Podszedłem do niej i ją przytuliłem po czym wziąłem ją delikatnie na ręce i zaprowadziłem do auta. Kiedy posadziłem ją na fotelu kucnąłem przed nią i powiedziałem:
-Wszystko będzie dobrze obiecuję. Nie płacz już księżniczko.
-Ona strasznie boli.
-Wiem, ale wytrzymaj jeszcze trochę- powiedziałem i usiadłem na miejscu kierowcy. Bardzo szybko jechałem do szpitala. Marica coraz bardziej płakała. Kiedy już byliśmy na miejscu wyciągnąłem ją i zaniosłem na izbę przyjęć. Tam przyjął ją lekarz. Ja usiadłem na korytarzu. Minęła godzina. Z gabinetu wyszła pielęgniarka. Szybko podszedłem do niej.
-Co jej jest?- zapytałem.
-A ty jesteś jej...?- zapytała.
-Przyjacielem- odpowiedziałem szybko.
-Ma złamaną prawą nogę. Założyliśmy jej gips. Możesz już ją zabrać do domu- uśmiechnęła się starsza pani. Wszedłem do pokoju. Marica leżała i patrzyła na mnie.
-To co jedziemy?- zapytałem.
-Tak- odpowiedziała wzięła kule do rąk i kierowała się w stronę wyjścia. Szedłem za nią w razie czego. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do niej.

***
-Justin mógłbyś zostać ze mną?- zapytała leżąc już w łóżku.
-Jeżeli chcesz... Tylko zadzwonię do mamy żeby się nie martwiła- pokiwała głową na tak a ja wyciągnąłem telefon.
-Justin gdzie ty jesteś?- zapytała.
-U Marici. Bolała ją noga zawiozłem ją do szpitala i okazało się że jest złamana. Ja zostanę u niej.  Przepraszam że nie zadzwoniłem wcześniej.
-Już dobrze nic się nie stało.
-Dzięki mamo do jutra- powiedziałem.
-Pa kochanie- powiedziała i się rozłączyła.
-Ok to może tu się rozłożę- powiedziałem i usiadłem wygodnie w fotelu obok jej łóżka ... Dziewczyna zaśmiała się.
-Nie wygłupiaj się- odpowiedziała- Chodź- poklepała miejsce obok siebie.
-Na pewno?- upewniłem się. Marica pokiwała głową na tak a ja wskoczyłem pod kołdrę.
-Dobranoc- powiedziała.
-Dobranoc księżniczko- odpowiedziałem wtulając się w nią.

______________________________________________________
Taki prezent ode mnie dwa rozdziały :)

13. sądzisz że będę z tobą tylko dla seksu?

Oczami Marici...
Nie mogłam zasnąć. Poszłam do ogrodu i usiadłam przy basenie. Włożyłam do niego stopy i patrzyłam w księżyc. Był piękny. Przypominały mi się wszystkie wygłupy z Justinem. Jak się poznaliśmy. Jak uczył mnie jeździć na bmx'ie. Jak zawsze wiedziałam że mogę na niego liczyć, że mogłam z nim szczerze pogadać. Strasznie mi tego brakowało. Wiem że mam Chrisa i Ann ale nie wiem czemu czuję że to nie to samo. Wszystko przeze mnie... Obrażałam się jak rozpieszczony bachor a na koniec powiedziałam mu taką głupotę. Kiedy na plaży usłyszałam go chciałam się w niego wtulić. Zabolało to że się odsunął. Nie dziwię mu się wcale. Nie po tym co mu powiedziałam. Usłyszałam że ktoś idzie, popatrzyłam w tamtą stronę i okazało się że to Elizabeth.
-Dlaczego nie śpisz?- zapytała.
-Nie mogę zasnąć, a ty?
-Zastanawiałam się dlaczego tutaj siedzisz- powiedziała i się przysiadła. Głośno westchnęłam.
-Ale obiecaj że nikomu nic nie powiesz.
-Obiecuję.
-Chodzi o kolegę. Pokłóciliśmy się ale już tak chyba na dobre...
-Dlaczego tak sądzisz?- przerwała mi. Ja nic nie mówiąc pokazałam jej smsa od Justina- O co poszło?- zapytała jak tylko skończyła czytać.
-Powiedziałam że mam go w dupie- powiedziałam ze spuszczoną głową.
-Skoro tak powiedziałaś to chyba nie był taki ważny jak ci się wydawało.
-Nie, właśnie jest wyjątkowy. To prawdziwy przyjaciel, ja nie wiem dlaczego tak powiedziałam. Ja nawet tak nie myślałam.Uwielbiam spędzać czas w jego towarzystwie. Wiem że mogę zawsze z nim porozmawiać szczerze a on ze mną.
-Wow z tego co mówisz to musi być naprawdę ważny.
-Bo jest- szepnęłam- ale zmieńmy temat. Jak poznałaś Josha?- zapytałam a na twarzy Elizabeth od razu pojawił się uśmiech.
-Poznałam go na afterparty. Josh jest choreografem i tak jakoś się zdarzyło że spotkaliśmy się na tej samej imprezie. Potem spotkania, randki i tak wyszło że jesteśmy razem. Josh to naprawdę wartościowy chłopak. Kocham go - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Cieszę się- przytuliłam się do niej.
-Ja już muszę lecieć. Ty też zaraz idź do pokoju bo będziesz chora- powiedziała. Ja tylko pokiwałam głową, a Elizabeth poszła. Wyciągnęłam telefon i spróbowałam zadzwonić do Justina. Po kilku sygnałach odebrał.
-Słucham- powiedział najwyraźniej zaspany.
-Justina- powiedziałam niemalże szepcząc.
-Marica stało się coś?- zapytał już bardziej żywiej.
-Nie, ale brakuje mi ciebie- powiedziałam.
-Przecież masz mnie w dupie- odpowiedział smutno.
-Wcale tak nie jest. Justin naprawdę.
-Przestań do mnie wysyłać smsy, dzwonić obojętnie jak kontaktować się ze mną- nagle zrobił się strasznie zły.
-Ale Justin...
-Po prostu nie dzwoń- powiedział i się rozłączył. Poczułam jak po moim policzku spływała łza. Przecież go przepraszałam już za to. Może on nie jest tego wszystkiego wart... Wstałam i poszłam do pokoju. Nadal nie miałam ochoty spać więc włączyłam laptopa i zaczęłam oglądać jakiś film.

***
-Marica przestań, wszystko się jakoś ułoży. Chodź mam dla ciebie zadanie.
-Zadanie?- zapytałam.
-Poszłabyś do sklepu po kilka rzeczy zrobię obiad- powiedziała.
-Oby nie skakało tak jak ostatnio- zaśmiał się Josh, który właśnie wszedł do kuchni.
-Kochanie- zaśmiała się- postaram się żeby było jadalne.
-Oboje wiemy ze i tak będziemy musieli zamówić chińszczyznę- uśmiechnął się i pocałował ją. Ja stanęłam tylko i zaczęłam się śmiać. Elizabeth dała mi listę zakupów i pieniądze. Sklep nie był daleko. Włożyłam słuchawki do uszu i poszłam. Rozglądałam się na boki ponieważ nie mogłam znaleźć marchewki. Nagle wpadłam na kogoś.
-Ja przepraszam- powiedziałam.
-Nic się nie stało- zaśmiał się. Spojrzałam na niego. Przede mną stał blondyn z niebieskimi oczami. Był hmmm jakby to określić... boski? Tak to dobre określenie.
-Nie chciałam na ciebie wpaść szukałam marchewki- powiedziałam.
-Naprawdę nic się nie stało. Jestem Conor.
-Marica- uśmiechnęłam się.
-A marchewka jest tam -powiedział pokazując palcem następny regał.
- Dzięki- miałam już odchodzić ale zatrzymał mnie.
-Dasz mi swój numer, może skoczymy kiedyś tam na jakieś lody albo do kina?- zapytał nieśmiało.
-Bardzo chętnie- powiedziałam i dałam mu to o co prosił.
-Do zobaczenia- pożegnałam się i poszłam po ostatnią rzecz z listy...

***
-Wróciłam- powiedziałam otwierając drzwi.
-Jestem w kuchni- powiedziała Elizabeth. Poszłam do niej i dałam jej zakupy.
-Już myślałam że się zgubiłaś.
-Przepraszam ale nie mogłam znaleźć marchewkę- uśmiechnęłam się na myśl Conora.
-Znalazłaś ją i...- powiedziała Elizabeth.
-Poznałam takiego fajnego chłopaka Conora. Chciał mój numer- mówiłam bardzo szczęśliwa.
-Mam dla ciebie propozycję. Może zostałabyś jeszcze tydzień u mnie ?
-A nie masz pokazów?- zapytałam.
-Pojedziesz ze mną już to załatwiłam.
-To super- przytuliłam się do niej- jesteś najlepszą ciocią na świecie- zaśmiałam się.
-Tylko nie ciocia- również się zaśmiała- pomożesz mi z obiadem?- zapytała.
-Trzeba go przecież uratować- tym razem obie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Oczami Justina...
Wstałem rano i nie miałem ochoty ruszać się z łóżka. Nałożyłem kołdrę na głowę i próbowałem ponownie zasnąć.
-Justin wstawaj już prawie południe- krzyczała mama.
-Mamo nie mam ochoty- powiedziałem lekko poirytowany.
-Nie obchodzi mnie to. Odkąd tutaj przyjechałeś jesteś jak jakiś duch... Justin co się dzieję?
-Chcesz wiedzieć? Denerwuje mnie to że muszę wszystko robić to co chce wytwórnia. Mam już tego dość. Na dodatek moja przyjaciółka powiedziała ze ma mnie w dupie. Super co? Już wszystko wiesz więc daj mi spokój!- wykrzyczałem.
-Justin uspokój się. To nie powód żeby wyżywać się na mnie- powiedziała.
-Przepraszam ale jestem strasznie zły i już nie panuje nad sobą... Chyba pójdę popływać...

***
Wynurzyłem się z wody i mało co nie dostałem zawału.
-Justin- usłyszałem ten piskliwy głos.
-Selena co ty tutaj robisz?!- zapytałem zdenerwowany.
-No jak to co przyszłam do mojego chłopaka.
-My już nie jesteśmy razem!- wykrzyczałem- i wyjdź stąd!!
-Nie krzycz na mnie kochanie- powiedziała z cwaniackim uśmieszkiem.
-Daruj sobie- odpowiedziałem i wyszedłem z basenu.
-Co już ta twoja kurewka cie zostawiła?- zapytała ironicznie.
-Co cię to interesuje...
-Czyli jednak zostawiła...- zaśmiała się.
-Przestań i wyjdź!- krzyknąłem.
-Nie denerwuj się- mówiąc zaczęła podchodzić bliżej- ja mogę ci pokazać jak się dba o chłopaka- wyszeptała tuż przy moich ustach.
-Ty chyba jesteś śmieszna, sądzisz że będę z tobą tylko dla seksu? Chyba powinnaś się zgłosić do lekarza- zaśmiałem się i poszedłem do mojego pokoju. Wszedłem na Twittera. Zobaczyłem zdjęcie Marici całej w mące. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Brakowało mi jej ale nie będę się narzucał.

Oczami Marici...
-Marika dzwonił Conor- usłyszałam głos Josha jak tylko weszłam do domu.
-Dzięki- powiedziałam i szybko pobiegłam do niego oddzwonić. Odebrał po kilku sygnałach.
-Hej dzwoniłeś?
-Tak miałabyś ochotę skoczyć ze mną do skateparku?
-Dlaczego nie. To o której?
-Możesz teraz?- zapytał.
-Mogę. To ja zaraz będę na razie- powiedziałam i rozłączyłam się. Szybko zbiegłam na dół.
-Idę z Conorem do skateparku nie wiem kiedy wrócę- powiedziałam Elizabeth.
-Dobrze tylko uważaj na siebie.
-Obiecuję- uśmiechnęłam się i wyszłam.

środa, 9 stycznia 2013

12 nie chce stracić takiego przyjaciela jak ty + nowi bohaterowie

Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stewardessę która poinformowała mnie że za chwilę będziemy lądować. Poprawiłam sobie lekko włosy i usiadłam wygodnie w fotelu. Po chwili poczułam ze już jesteśmy na ziemi...Ludzie zaczęli wychodzić z samolotu, spojrzała w strone Justina ale nie było go tam. Westchnęłam i opuściłam pokład samolotu. Na lotnisku widziałam uśmiechnięta Elizabeth. Podbiegłam do niego i mocno się w nią wtuliłam.
-Cześć słoneczko.
-Witaj- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Jak minęła podróż?- zapytała.
-Połowę przespałam.
-To dzisiaj będziemy balować!- krzykneła na co się zaśmiałam. Poszłyśmy po mój bagaż a potem skierowałyśmy się do jej domu.

***
-To nazywasz skromnym domkiem?- zaptałam patrząc raz na Elizabeth a raz na ogromną willę z basenem.
-Tak, a co ?
-To mój dom przy twoim to kawalerka- zaśmiałysmy się.
-nie przesadzaj, czuj się jak u siebie, mam dla ciebie dwie wiadomości jedną złą drugą dobrą od której zacżąć?
-Od tej dobrej.
-To dzisiaj idziemy na imprezę na plażę.
-To super!- krzyknęłam- a ta zła?
-Za pięć dni wypada mi pokaz, nie chciałam cię zostawiać w domu żebyś się nudziła dlatego zabieram cie ze sobą na pokaz a potem na afterparty- uśmiechnęła się. Ja nic nie mówiąc zaczęłam piszczeć i skakać jak wariatka.
-Żartujesz? Przecież to super sprawa- przytuliłam się.
-Cieszę się, a teraz chodź zaprowadzę cię do pokoju, wypakuj rzeczy a potem będziemy się szykować do imprezy.
-Ok- powiedziałam i poszłam za Elizabeth.

Oczami Justina...
Kiedy samolot wylądował wstałem jako pierwszy i niemalże wybiegłem z niego. Nie chciałem jej widzieć. Choć wcześniej zależało mi na jej towarzystwie teraz już wiem co o mnie myśli i tyle mi starczy. Kenny zabrał moje walizki i poszliśmy do auta. Nie chciało mi się tutaj wracać.

***
-Mamo jesteśmy!!- krzyknąłem w drzwiach.
-Nareszcie kochanie, co tak długo?- zapytała całując mnie w czoło.
-Korki- wzruszyłem ramionami. Złapałem za walizkę i poszedłem do mojego pokoju.
-Zaraz zejdź na obiad!- krzyknęła mama.
-Dobrze- odpowiedziałem. Nawet nie ściągnąłem butów, rzuciłem się na łóżko i nie miałem ochoty się nigdzie ruszać. Zamknąłem oczy i po prostu zasnąłem. Nie trwało to zbyt długo bo po chwili usłyszałem mój telefon. Westchnąłem głośno i odebrałem.
-Słucham?- zapytałem.
-No hej i co już jesteś w domu?- usłyszałem Chrisa.
-Tak właśnie leże na łóżku.
-To ja nie przeszkadzam- zaśmiał się.
-Później pogadamy- powiedziałem i rozłączyłem się.
-Justin!- usłyszałem krzyk mamy.
-Już idę- powiedziałem i zbiegłem po schodach do wielkiej kuchni połączonej z jadalnią.
-Co jest do jedzenia?- zapytałem.
-Zobacz- odpowiedziała. Na talerzu widziałem spaghetti- kocham cię mamo- powiedziałem biorąc do ust jedną porcję. Moja rodzicielka zaśmiała się.
-Muszę wyjść na chwilę. Nie rozrabiaj- powiedziała.
-Obiecuję że będę grzeczny- zaśmiałem się. Wyszła a ja zabrałem talerz i poszedłem do salonu przed telewizor. Włączyłem właśnie wiadomości, nie było nic ciekawego dlatego przełączyłem na muzyczny program. Leciała moja piosenka. Uwielbiam to. Zacząłem śpiewać tańczyć i się wygłupiać.Kiedy piosenka się skończyła usłyszałem że dzwoni mój telefon. Pobiegłem na góre do pokoju i szybko odebrałem.
-Halo?
-No cześć. Mam nadzieję że już odpocząłeś bo za półtora godziny widzę cię w wytwórni.
-Po co ?
-Musimy pogadać. Jak wyjechałeś trochę narobiłeś szumu i trzeba to jakoś odkręcić.
-O co ci znów chodzi?
-O Selenę między innymi.
-I co z nią.
-Zobaczysz. Za półtora godziny chcę cię widzieć!- krzyknął i się rozłączył. No to super znów się zaczyna...

Oczami Marici...
-Naprawdę muszę?- zapytałam Elizabeth patrząc w lusterko.
-Ślicznie wyglądasz- powiedziała zadowolona.
-Nie moge założyć czegoś innego?
-Nie, nie możesz- zaśmiała się.
-To na którą idziemy?- zapytałam patrząc jeszcze raz w lusterko na mój kostium (1).
-Na dziesiątą, juz się tak nie przeglądaj. Wyglądasz ślicznie, każdy będzie się za tobą oglądał- zasmiała się a ja jej pokazałam język. Nnie czekając dłużej wyszłyśmy.

***
Impreza już się rozkręciła. Elizabeth była lekko pijana ale było z nią dobrze. Podeszła do mnie z jakimś chłopakiem.
-To jest Josh mój chłopak- powiedziała. Josh podał mi dłoń.
-Hej miło mi cię poznać. Marica- powiedziałam z uśmiechem.
-MI również, dużo o tobie słyszałem.
-To zabawne bo ja o tobie w ogóle- popatrzyłam na Elizabeth.
-Bo to miała być taka niespodzianka mam nadzieję że się nie gniewasz.
-No pewnie że nie- przytuliłam ją.
-My idziemy potańczyć- powiedziała i zginęła w tłumie razem z Joshem. Tańczyłam popijając drinka. Obok mnie tańczyła jakaś inna dziewczyna. Patrzyła na mnie tak jakoś dziwnie. Zbliżyła się do mnie i zaczęłyśmy razem tańczyć.  Nie powiem żeby to był normalny taniec. Był wyłuzdany ale podobało mi się. Po kilku piosenkach poszłyśmy do baru i wypiłyśmy po kilka drinków. W między czasie dowiedziałam się że ma na imię Alex i jest lesbijką. Nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Bardzo dobrze czułam się w jej towarzyskie. Kiedy byłyśmy już nieźle wstawione znów poszłyśmy na parkiet tańczyć. Tym razem przyłączył się d nas jakiś chłopak. Tańczyłyśmy wokoło niego. Dotykał nas wszędzie byłam tak pijana że nie obchodziło mnie to...

Oczami Justina...
Trzasnąłem drzwiami.
-Justin co ty wyprawiasz?!- krzyknęła mama.
-Nic.
-O co znów poszło.
-O tą pieprzoną Selenę. Muszę się z nią nadal pokazywać bo ona teraz wydaję płytę. Mam juz tego dość!- krzyczałem jak opętany.
-Justin uspokój się i przestań kląć- upomniała mnie - na pewno da się to jakoś odkręcić.
-Mamo nic się nie da odkręcić. Muszę się z nią pokazywać i tyle.  Co za jędza no!!- znów zacząłem krzyczeć- chce zostać sam- powiedziałem. Moja mama to uszanowała i wyszła z pokoju. Słyszałem że na plaży jest jakaś impreza. Na początku miałem tam nie iść ale muszę jakoś odreagować po tym wszystkim...
-Wychodzę nie wiem kiedy będę- powiedziałem otwierając już drzwi.
-Uważaj na siebie- usłyszałem tylko to od mojej mamy.

***
Kiedy dotarłem na plaże impreza trwała w najlepsze. Kupiłem sobie drinka i patrzyłem na pląsające na parkiecie dziewczyny. Moją uwagę przykuły dwie dziewczyny na środku klejące się do jakiegoś chłopaka. Chwila moment... Przecież to Marica, skąd ona się tuta wzięła? Wypiłem mojego drinka i podszedłem do grupki dziewczyn. Tańczyliśmy, stawiałem im drinki. W końcu trochę wyluzowałem. Wiedziałem że Marica jest pijana dlatego obserwowałem ją cały czas. Wiem że powiedziała że ma mnie w dupie ale ja się jednak o nią martwię. Nagle straciłem ją z oczu podszedłem bliżej i zauważyłem że ten koleś ja gdzieś prowadzi. Postanowiłem pójść za nimi. Było ciemno ale dobrze ich widziałem. Byli tak pijani ze nie wiedzieli że jestem niedaleko. Chłopak zaczął obmacywać i próbował rozebrać Maricę. Dziewczyna na początku się śmiała ale potem jakby otrzeźwiała i zaczęła na niego krzyczeć. Mimo tego że koleć był kompletnie pijany i tak miał więcej siły niz ona. Nie mogłem na to patrzeć. Podbiegłem do nich i odepchnąłem go o Marici. Chłopak się zachwiał ale już po chwili próbował we mnie uderzyć pięścią. Byłem szybszy i to on oberwał.Leżał na piasku ale zaraz się podniósł i zaczął gdzieś uciekać. Podszedłem do Marici. Dziewczyna była w szoku.
-Nic ci nie zrobił?- zapytałem. Ona dopiero teraz domyśliła się kim jestem.
-Nie. Justin dziękuje- powiedziała i chciała mnie przytulić ale ja się odsunąłem.
-Następnym razem uważaj jak dobierasz znajomych do picia- powiedziałem oschle i zacząłem iść w stronę baru.
-Justin, poczekaj!- usłyszałem. Stanąłem a ona do mnie podbiegła. Fakt ze trochę nią zarzucało na boki ale nie wywaliła się.
-Ja cię przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć.
-Wiesz co zapomnijmy o tym- dziewczyna uśmiechnęła się- i o tym że w ogóle się znaliśmy też- dopowiedziałem. Marica spojrzała na mnie smutno.
-Jeśli ty tego chcesz- powiedziała i odeszła. Usiadała przy barze i zamówiła chyba drinka. "W cale tego nie chcesz idioto" coś krzyczało we mnie. Nie chciałem tego ale ona ma mnie w dupie. Nie będę robił z siebie jakiegoś kretyna i latał za nią. Nie chce mieć mnie za przyjaciela... Nie będę się jej narzucał. Spojrzałem na Maricę. Już ie siedziała przy barze tylko tańczyła z ta dziewczyną co wcześniej. Usiadłem na krześle i zamówiłem cole. Nie miałem ochoty się dzisiaj upijać.

Oczami Marici...
Bardzo zraniły mnie słowa Justina. Jednak nie chcąc tego pokazać wypiłam drinka i wróciłam do Alex. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach. Ja po tej całej aferze lekko wytrzeźwiałam. Alex złapała moje policzki i popatrzyła mi w oczy.
-Jesteś piękna- szepnęła i pocałowała mnie. Nie powiem że mi się nie podobało ale musiałam to zakończyć. Spojrzałam jej w oczy, przytuliłam ją i wyszeptałam jej żeby już więcej tego nie robiła. Dziewczyna uśmiechnęła się i tańczyłyśmy dalej. Spojrzałam w stronę baru. Siedział tam Justin i patrzyła na mnie cały czas. Udając że mnie to nie obchodzi podeszłam tam i zamówiłam kolejnego drinka. Szybko go wypiłam a Justin cały czas patrzyła na mnie. Ja nie mówiąc nic odeszłam i poszłam do Alex. Po niecałej godzinie wróciła Elizabeth z Joshem. Postanowiliśmy że wracamy do domu ale najpierw odprowadzimy Alex. Patrzyłam jeszcze w stronę baru ale Justina nie było. Kiedy doszlismy do domu, oczywiście Josh spał u nas, ale mi to nie przeszkadzało. Wiem że Elizabeth jest szczęśliwa i to mi wystarczy. Leżąc już w łóżku wyciągnęłam telefon i napisałam do Justina "dlaczego to powiedziałeś? Wiem że to ja wszystko spieprzyłam, ale ja na prawdę tak nie myślę "
Długo nie czekałam na jego odpowiedź: "Tak będzie lepiej zapomnijmy o sobie ".  Nie wierzyłam w to co widziałam. Szybko odpisałam "Ale tęsknie za tobą, nie chce stracić takiego przyjaciela jak ty".

Oczami Justina...
Nie wiedziałem co odpisać.. Wystukałem na klawiaturze : "Przyjaciela jak ja? a to ciekawe, do przyjaciela nie mówi się że ma się go w dupie, wiesz jak się poczułem? jak nic nie watry śmieć! Najlepiej będzie jak nie będziemy się w to dłużej bawić. Powodzenia" spojrzałem na wyświetlacz... Pewnie będę tego żałować ale wcisnąłem WYŚLIJ. Położyłem telefon pod poduszkę i zasnąłem.

_____________________________________________________
Mam nadzieję że się podoba ;)
Macie nowych bohaterów :

                                                                                    
Elizabeth Smile (21 lat)
Młodsza siostra taty Marici. Mieszkała w Toronto ale przeprowadziła się do Los Angeles. Kocha Marice jak własną siostrę. Jest modelką. Ma chłopaka Josha








Josh Braun (26 lat)
Zakochany po uszy w Elizabeth młody choreograf. Mieszka w Los Angeles i jest z nią już od prawie roku.







Alex Moore (17 lat)
Szalona dziewczyna która woli dziewczyny. Uwielbia chodzić na różne imprezy czasem nawet nie pamiętając jak wróciła ani co się działo. Kocha zakupy i chce zostań modelką

poniedziałek, 7 stycznia 2013

11. mam w dupie te twoje całe przeprosiny i ciebie też!!

Oczami Justina...
Byłem wdzięczny Chrisowi za to co zrobił mimo tego że postąpiłem jak gnojek. To jest prawdziwy przyjaciel. Marica popatrzyła  na mnie, a ja z uśmiechem chwyciłem jej dłoń. Tańczyliśmy w rytm muzyki. Miałem dość tego że nie chciała nawet na mnie spojrzeć. Przysunąłem się do niej i szepnąłem:
-Moglibyśmy pogadać?- zapytałem.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedziała nie podnosząc wzroku z naszych butów.
-Właśnie to robisz- powiedziałem z uśmiechem. Chciałem trochę rozluźnić atmosferę ale coś mi nie wyszło. Marica tylko głośno westchnęła i uwolniła się z mojego uścisku. Popatrzyłem na nią ze smutkiem, dlaczego jestem takim kretynem? Poszła do kuchni. Nagle poczułem jak ktoś mnie pcha w tamtą stronę. To był Chris.
-No na co czekasz, nie po to ją tutaj ściągnąłem żebyś teraz wszystko spieprzył.
-Musicie się pogodzić- westchnęła Ann. Pokiwałem tylko głową z dezaprobatą i poszedłem do kuchni. Marica nalewała właśnie sobie soku.
-Mógłbym też prosić?- spytałem. Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko otworzyła szafkę, która wisiała nad przed nią. Już miała stawać na palcach żeby wyciągnąć szklankę, ale podszedłem do niej, stanąłem za nią i jej pomogłem.
-Dziękuję- wyszeptała.
-Do usług- odpowiedziałem z uśmiechem. Marica nalała mi sok i już miała wychodzić kiedy złapałem ją za nadgarstek. W końcu spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się do niej.
-Słuchaj, chciałbym ci to wytłumaczyć- powiedziałem cicho.
-Ale ja nie mam ochoty tego słuchać- odpowiedziała.
-Ale dlaczego ?
-Bo już raz tego słuchałam, powiesz ze nie chciałeś tego i  tak dalej, mam w dupie te twoje całe przeprosiny i ciebie też!!- Krzyknęła mi to prosto w twarz. Poczułem się jak jakiś ostatni śmieć...
-Dlaczego tak mówisz?- zapytałem.

Oczami Marici...
Żałowałam tego co powiedziałam. Nie mogłam wytrzymać jego widoku. Patrzył na mnie z ogromnym bólem.
-Czyli nic dla ciebie już nie znaczę, nasza przyjaźń też?- zapytał.
-Justin to nie tak...
-Powiedziałaś to co chciałaś, wystarczy- powiedział i wyszedł z kuchni, za chwilę usłyszałam trzask drzwiami. Czyli poszedł sobie.
-Co tu się stało?- do kuchni wleciał Chris.
-Nic- powiedziałam oschle i także wyszłam z jego domu. Zaczęłam biec w stronę parku. Zawsze tam szłam kiedy byłam zła lub smutna. Tylko na kogo jestem zła? Na samą siebie... Westchnęłam i usiadłam pod ogromnym drzewem. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Wyjęłam telefon z kieszeni i go włączyłam. Wybrałam jego numer. Nie odebrał. Kolejny raz wybrałam jego numer, tez nic. Straciłam nadzieję że odbierze ale jak to mówią do trzech razy sztuka. Wybrałam ponownie jego numer. Odebrał po drugim sygnale.
-Czego!?- wykrzyczał.
-Justin ja chciałabym cię przeprosić- powiedziałam cicho.
-A to zabawne, bo jeszcze niecałą godzinę temu mówiłaś że masz mnie w dupie...- zaśmiał się sarkastycznie.
-Ja nie chciałam tego powiedzieć.
-Powiedziałaś w końcu co tak naprawdę o mnie myślisz i tyle. Nie musisz mnie przepraszać, tylko było mi trzeba powiedzieć to już dawno temu. Nie robiłbym z siebie takiego idioty.
-Nie robiłeś z siebie idioty- wyszeptałam.
-Muszę sprawdzić czy wszystko spakowałem- powiedział i się rozłączył. Oparłam głowę o drzewo i poczułam jak po policzku spływa mi łza. Nie miałam ochoty wracać do domu ale musiałam.

***
-I jak było u Chrisa?- zapytał tato.
-W porządku- powiedziałam obojętnie wchodząc po schodach.
-Ej, kochanie co się stało?
-Tato ja już nic nie rozumiem- westchnęłam.
-Chodź pogadamy, na kanapie. Zrobię kakao, masz ochotę?
-Na kakao zawsze- uśmiechnęłam się nikle.
-Poszłam do salonu a mój tato po chwili dołączył do mnie.
-Więc co się stało?- zapytał.
-Chodzi o Justina.
-O tego twojego przyjaciela?- zapytał a ja pokiwałam głową na tak.
-Najpierw ja się na niego obraziłam bo mi nie powiedział że jutro wyjeżdża i jeszcze pare innych rzeczy. Dzisiaj próbował mnie po raz kolejny przeprosić a ja mu wykrzyczałam że gdzieś mam jego przeprosiny i jego też. Sęk w tym że ja tak wcale  nie myślę i nie wiem dlaczego tak powiedziałam. On nie chce z mna rozmawiać. Ja jutro wyjeżdżam do Elizabeth i on z resztą też. Nie mam pojecia czu tutaj jeszcze wróci. Bardzo za nim tesknie. Wiem że to ja nie chciałam się z nim pogodzić ale na prawdę mi go brakuje.
-Nie dziwię się chłopakowi ale moim zdaniem teraz potrzebny wam czas. Przemyślicie to wszystko, jeżeli to prawdziwa przyjaźń, a na pewno taka jest to prędzej czy później pogodzicie się.
-Dzięki tatku- powiedziałam i się do niego przytuliłam- Musze już iść jutro rano mam samolot.
-Idź kochanie, jesteś przemęczona- powiedział i pocałował mnie w policzek.
-Dobrano- powiedziałam.
-Dobranoc- odpowiedział.

***
Oczami Justina...
Wstałem rano bez żadnych chęci do życia. Nie mogłem się pogodzić z tym co powiedziała Marica. Myślałem że coś dla niej znaczę. Niestety, pomyliłem się. okazała się taka sama jak wszystkie inne dziewczyny. Musiałem się pośpieszyć na lotnisko, nie miałem zamiaru się spóźnić na samolot. Zamykając drzwi usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz.
-Słucham?- zapytałem.
-Siema Justin słuchaj jest problem z samolotem- powiedział mój menadżer.
-Jaki znowu problem?- zapytałem zdenerwowany.
-Lecisz za godzinę tylko że...
-Tylko ze?- zapytałem.
-Nie lecisz prywatnym samolotem.
-Ty chyba żartujesz!- krzyknąłem.
-Musisz się jakoś zamaskować.
-To jest jakiś głupi sen, jak ty sobie to wyobrażasz?
-Gwiazdorzysz  Justin. Poleci z tobą Kenny, nie będzie tak źle- powiedział i się rozłączył.
-Świetnie- powiedziałem i wyszedłem przed hotel gdzie czekała na mnie już taksówka.
-Dokąd jedziemy?- zapytał starszy pan.
-Na lotnisko- odpowiedziałem.

***
Oczami Marici.
Siedziałam już w samolocie i patrzyłam przez okno kiedy przeszła obok mnie jakaś znajoma postać. Przyjrzałam się bardziej. Wydawało mi się że to Justin. "Ja już mam jakieś zwidy od tego wszystkiego " pomyślałam. Chłopak miał naciągnięty kaptur na głowę i okulary na nosie. Patrzyłam na niego bardzo uważnie. To musiał być on. Tylko dlaczego leci takim samolotem? Mam nadzieję że mnie nie widział. Patrzyłam cały czas w okno. Obok mnie usiadła jakaś starsza pani. Strasznie nudziło mi się. Chciałam podejść do tego chłopaka i upewnić się że to Justin ale z jednej strony nie mogę.. On nic nie wiem o tym  że lecę do LA i niech tak zostanie... W głośnikach usłyszałam głos stewardessy żeby zapiąć pasy, ponieważ będziemy startować. "Nareszcie" pomyślałam i zrobiłam to o co prosiła.

***
Już połowa drogi minęła a ja dalej się zastanawiam czy podejść do tego chłopaka czy nie. Kidy znów popatrzyłam w jego stronę on wstał i poszedł gdzieś, pewnie do toalety. Postanowiłam iść za nim. Kiedy chciałam otworzyć drzwi ktoś z drugiej strony energicznie je pchnął tak że dostałam nim w twarz.
-Ja przepraszam- powiedział nawet nie patrząc kim jestem. W tym momencie wiedziałam że to on.
-Marica?- spytał.
-Tak- powiedziałam oschle i weszłam do toalety. Tak bardzo chciałam się przekonać czy to Justin, a kiedy już to wiedziałam to tak sobie najzwyczajniej w świecie poszłam. Jaka kretynka ze mnie. Wracając na swoje miejsce popatrzyłam w jego stronę. Wydawało mi się że również patrzył w moim kierunku. Odwróciłam wzrok i usiadłam w fotelu. Poczułam zmęczenie i po prostu zasnęłam.

_______________________________________
Miałam wczoraj napisać ale nie miałam kiedy. Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, nie tak miał wyglądać:(

sobota, 5 stycznia 2013

10. Odbijamy

Oczami Marici...
Nie chciałam z nim rozmawiać , niech jedzie sobie do tego Los Angeles. "Dlaczego ja jestem taka naiwna i myślałam że o jest inny?" Krzyczałam w myślach. Wstałam z łóżka, poszłam do toalety, spojrzałam w lustro i się przeraziłam. Cała twarz była w tuszu a oczy były czerwone od płaczu. Odkręciłam wodę i zaczęłam zmywać resztki makijażu. Czułam się okropnie. Kiedy wyglądem przypominałam normalnego człowieka wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Nie miałam ochoty dzisiaj wychodzić gdziekolwiek. Niestety nie poleżałam sobie zbyt długo ponieważ do pokoju wszedł tato.
-Kochanie coś się stało?- zapytał.
-Nie tato po prostu się źle czuje- odpowiedziałam i schowałam głowę pod kołdrę.
-Dzwoniła ciocia Elizabeth, mówiła że chciałaby żebyś do niej przyjechała na tydzień bo się stęskniła- Nagle się ożywiłam i wyszłam spod kołdry. Chwyciłam z uśmiechem telefon i zadzwoniłam do niej. Mój tato wyszedł z pokoju, a ja usłyszałam w telefonie radosny głos cioci.
-Hej słoneczko, co tam u ciebie?- zapytała.
-A jakoś leci, tato właśnie powiedział mi że dzwoniłaś.
-Tak, słuchaj mam dla ciebie propozycje może mogłabyś do mnie przyjechać? Stęskniłam się za tobą a za dwa tygodnie jadę do Londynu na pokazy więc się szybko nie zobaczymy...
-Strasznie się cieszę, pewnie ze przyjadę.
-To świetnie, wiedziałam że się zgodzisz dlatego kupiłam ci bilety na jutro o 10:30, wyrobisz się?
-No pewnie- zaśmiałam się.
-No to jutro  czekam na ciebie na lotnisku w LA, myślę że będziemy mogły iść na jakąś porządną imprezę- zaśmiała się. A ja kiedy tylko usłyszałam o miejscu gdzie jechałam zamarłam.
-To już nie mieszkasz w Toronto?- zapytałam cicho.
-Nie, przeprowadziłam się jakieś dwa miesiące temu. Nie miałam kiedy ci nawet powiedzieć. Przepraszam muszę już kończyć, bilety ma twój tat. Do zobaczenia.
-Pa- powiedziałam mniej entuzjastycznie.
-Buziaczki słonko.
-Buziaki- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Kiedy się dowiedziałam gdzie jadę juz z mniejszym entuzjazmem pakowałam walizkę.
***
Kiedy wszystko już było spakowane a walizki stały w przedpokoju postanowiłam się pożegnać z Chrisem i Ann. Włączyłam telefon i zadzwoniłam po przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach.
-Cześć Ann mogłabyś wpaść do mnie z Chrisem- zapytałam.
-Pewnie, stało się coś?- zapytała z troską w głosie.
-Nie, nic się nie stało.
-To kiedy mamy wpaść?
-Najlepiej zaraz- zaśmiałam się.
-Ok- powiedziała i się rozłączyła. Poszłam do kuchni zrobiłam popcorn i poszłam do salonu. Nie zdążyłam nawet włączyć telewizora a usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Hej- przywitali się razem i przytuliliśmy się.
-Ja chciałby cię przeprosić, nie powinnaś wtedy usłyszeć to co mówię.
-Chris spokojnie, już mi przeszło, dobrze że dowiedziałam się teraz jakim jest Justin niż później. Było, minęło. Nie zadręczaj się tym. Mam dla was wiadomość. Jadę na tydzień do Elizabeth- uśmiechnęłam się.
-Kiedy?- zapytali razem.
-Jutro o 10:30 mam samolot.
-Pozdrów ją od nas- powiedziała smutno Ann.
-Ej! Nie wyjeżdżam na całe życie, tylko na tydzień- powiedziałam i przytuliłam ich jeszcze raz- Chodźcie pooglądamy jakiś film- powiedziałam i zaprowadziłam ich do salonu.
-Popcorn!!- krzyknął Chris. Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać z niego.
-Kochanie jak możesz się ze mnie śmiać?- zapytał Chris ze smutna minką.
-No już nie obrażaj się- zaśmiała się Ann i pocałowała go. Spojrzałam na nich i pokręciłam głową. Wzięłam jedzenie i usiadłam na kanapie. Chris położył tyłek obok mnie i wziął An na kolana. Spojrzałam na nich trochę smutno ale to już nie moja wina że mnie nikt nie kocha. Westchnęłam tylko i wróciłam do oglądania.
-Wiecie co? Chodźmy do mnie zrobimy sobie jakąś imprezę!- krzyknął Chrysiak.
-Czy ja wiem...- powiedziałam.
-No Marica nie daj się prosić- powiedziała błagalnie Ann.
-No ale...
-Nie ma żadnego ale, zbieraj się i idziemy do mnie. Mam wolą chatę- poruszał zabawnie brwiami. Uśmiechnęłam się do niego. Justin tak robił... Dobra koniec jego tematu.
-Przekonałeś mnie ta wolną chatą- wystawiłam mu język- Poczekajcie tylko się przebiorę- powiedziałam i poszłam szybko do mojego pokoju. Nałożyłam malinowe rurki, białą bluzkę i białe buty na koturnie. Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się na widok mojego odbicia. Wyglądałam całkiem nie źle. Zeszłam do salonu i usłyszałam gwizd Chrisa zaśmiałam się.
***
-No to co moje drogie panie sobie życzą?- zapytał Chris, pokazując nam kilka butelek różnych alkoholi. Ja wzięłam tylko jedno piwo.
-Marica co tak skromnie?- zaśmiał się.
-Jutro nie mogę mieć kaca- powiedziałam.
-Jak chcesz - powiedział. Nagle usłyszeliśmy jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz potem na mnie i dopiero odebrał.
-No siema, tak, humorek się poprawił. Cieszę się, poczekaj zaraz ci napiszę esem- powiedział i rozłączyła się. Spojrzał na mnie- Słuchaj bo jest taka sprawa, jak wiesz jutro Justin wyjeżdża i chciałby się dzisiaj pożegnać, pytał czy może przyjść, on nie wie że tutaj jesteś. Jak nie chcesz się z nim widzieć to ja rozumiem. Pójdę do niego później sam..
-Nie Chris, to że ja nie chce go znać to nie znaczy że ty nie możesz się z nim pożegnać niech przyjdzie a ja po prostu nie będę się do niego odzywać- powiedziałam. w głębi duszy nie chciałam go widzieć ale nie chciałam żeby odbijało się to w jakimś stopniu  na Chrisie...
-Na pewno?- zapytał. Ja tylko pokiwałam głową na tak i uśmiechnęłam się do niego. Chłopak podszedł do mnie i mnie przytulił szepcząc "dziękuje" . Uśmiechnęłam się na jego słowa. Szybko wyciągnął telefon, a potem podszedł do Ann i ja pocałował.
-Nie bój się nie zapomniałem o tobie- zaśmiał się a ona go dźgnęła w żebro. Zaśmiałam się i wzięłam łyk mojego piwa.
***
Leciała głośna muzyka, Chris był już nieźle wstawiony, Ann trochę mniej natomiast ja byłam prawi trzeźwa. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie wiedziałam czy mi się zdawało czy nie bo muzyka wszystko zagłuszała. Powiedziałam o tym Chrisowi, ponieważ wiedziałam kto miał przyjść a nie chciałam się z nim widzieć. Ann ściszyła muzykę.
-Hej, wchodź- powiedział Chris.
-Słuchaj, głupio wyszło z tym moim całym wyjazdem- zaczął się tłumaczyć ale Chris mu przerwał.
-Przestań już. Masz piwo i się uspokój. Masz się dobrze bawić- poklepał go wchodząc z nim do pokoju. Spojrzał na An i się z nią przywitał. Spojrzał w moją stronę i nie wiedział co zrobić.
-Hej- powiedział.
-Cześć- odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc. Chłopak uśmiechnął się smutno i wziął łyk piwa. Moja przyjaciółka pod głosiła muzykę i zaczęła tańczyć z Chrisem. Po chwili podszedł do mnie Chris i poprosił do tańca. Uśmiechnęłam się i odłożyłam moja butelkę na stolik i poszłam z nim tańczyć. Spojrzałam na Ann. Tańczyła już  z Justinem.
-Pogódźcie się- powiedział Chris na tyle głośno żebym usłyszała ale tak żeby nikt inny nie wiedział.
-Nie mam ochoty Chris. Czuje się jak kretynka. Myślałam ze jesteśmy przyjaciółmi a on nawet nie powiedział że wyjeżdża i pewnie nie wiedziałabym  o tym gdyby nie ty.
-Ja też nie wiedziałem że wyjeżdża. Dowiedziałem się wczoraj tak samo ja ty. Rozmawiałem z nim i on nic ci nie mówił właśnie dlatego żebyś się dziwnie nie czuła. Słuchaj, on naprawdę nie chciał nic złego zrobić- uśmiechnął się.
-Może masz racje i pomyślisz że jestem jakimś rozkapryszonym dzieckiem ale ja pierwsza do niego ręki nie wyciągnę- powiedziałam a on zaczął się śmiać. Spojrzał w stronę swojej dziewczyny i tańcząc zaczął się do nich zbliżać.
-Odbijamy- powiedział. Spojrzał na mnie i puścił mi oczko.


_____________________________________________________________
Sorki że nie pisałam tak długo ale neta nie miałam :( Obiecuje że jutro też coś wrzucę :**
Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału ale następny będzie lepszy :)