niedziela, 14 kwietnia 2013
27. Wiesz co robię z chłopakami, którzy zranią moją córkę?
Pomacałam lekko dłonią kołdrę i poczułam że nikogo obok mnie nie ma. Otworzyłam szybko oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nigdzie nie było Justina. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Jednak w całym apartamencie, który wynajął nie było go. Wzięłam telefon i już miałam do niego dzwonić kiedy otworzyły się drzwi. Popatrzyłam w tamtą stronę i dostrzegłam mojego chłopaka z wielkim uśmiechem na twarzy, który w ręku trzymał wielką tacę ze śniadaniem.
-Hej kochanie- powiedział i pocałował mnie w usta. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na tacę- miało być do łóżka, ale wstałaś- powiedział i popatrzył na mnie.
-Poczekaj chwileczkę- powiedziałam i pobiegłam szybko do sypialni- wchodź!- krzyknęłam i położyłam się na łóżku i udawałam że śpię. Po chwili chłopak wszedł do pokoju i widząc mnie zaśmiał się. Usłyszałam jak podchodzi do mnie i stawia tacę na szafkę nocną.
-Kochanie wstawaj, przyniosłem śniadanie- powiedział śmiejąc się i lekko musnął mnie w usta. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy.
-To dla mnie? Nie spodziewałam się- zaśmiałam się cicho i usiadłam na łóżku. Justin wybuchnął śmiechem, siadając obok mnie i kładąc sobie tace na kolana. Już chciałam wziąć truskawkę ale Justin złapał mnie za nadgarstek.
-Ja cię nakarmię- zaproponował. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową twierdząco. Chłopak wziął truskawkę i zanurzył ją w nutelli. Zbliżył ją do moich ust ale zamiast mnie nakarmić wysmarował mi całe usta czekoladą.
-Justin!- zaśmiałam się i już chciałam ją zlizać ale znów mnie powstrzymał. Zbliżył się do mnie i zaczął delikatnie całować, tym samym pozbywając się nutelli z moich ust. Odsunął się ode mnie ale dalej stykaliśmy się czołami.
-Chciałbym cię przeprosić- westchnął.
-Justin, naprawdę nie musisz...
-Nie powinienem cię tak odtrącać, ale...
-Ale?- zapytałam chcąc uzyskać odpowiedź.
-Hmm... Jakby to powiedzieć... Bałem się.
-Mnie?- zapytałam zdziwiona.
-Raczej siebie... Bałem się że nie wytrzymam i się na ciebie rzucę- powiedział na jednym wdechu- po prostu nie chciałbym ci nic zrobić- wytłumaczył. Popatrzył na mnie niepewnie a ja uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił. Ujęłam jego twarz w dłonie i ponownie obdarowałam go uśmiechem.
-Jesteś słodki, wiesz? Szczerze mówiąc to mi jest trochę głupio ..- nie dał mi dokończyć bo złączył nasze usta w pocałunek. Kiedy odsunęliśmy się od siebie spojrzał na moje usta i lekko oblizał wargi, co wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy.
-Ja na twoim miejscu cieszyłbym się- zaśmiał się.
-Dlaczego?- spojrzałam na niego podejrzliwie.
-No wiesz... że tak działasz na chłopaków- uśmiechnął się do mnie.
-Wcale nie- poczułam jak moje policzki zmieniły barwę na lekki czerwony.
-Wiem co mówię- przybliżył się do mnie i szepnął : Kocham jak się rumienisz. Uśmiechnął się i wziął truskawkę i znów zbliżył ją do moich ust. Tym razem trafiła do moich ust. Wzięłam winogrono i zaczęłam karmić Justina. Chłopak zaśmiał się... i tak karmiliśmy się nawzajem.
***
-Musisz już iść?- zapytał kiedy stałam już przy drzwiach.
-Muszę, tato pewnie się martwi- odpowiedziałam i pocałowałam go- Justin?
-Tak?
-Skoro Ann i Chris już wiedzą to może powiemy o nas rodzicom?- zapytałam nieśmiało.
-Świetny pomysł- odpowiedział szybko.
-W takim razie zapraszam cię dzisiaj na kolacje, jeżeli masz czas- uśmiechnęłam się.
-Już dzisiaj?!- zapytał przestraszony.
-Chyba się nie boisz- zasiałam się.
-Nie tylko... Jak mu się nie spodobam...
-Justin przestań, ostatnio mu się bardzo spodobałeś- uśmiechnęłam się.
-Ok, ale obiecaj że za tydzień pojedziemy do mojej mamy...
-Obiecuję. Pa. Kocham Cię- powiedziałam i pocałowałam go.
-Ja ciebie bardziej- uśmiechnął się i otworzył mi drzwi.
-Może cię jednak odprowadzę?- zapytał.
-Justin dam sobie radę- uśmiechnęłam się- do wieczora- powiedziałam i wyszłam na korytarz. Kiedy byłam już przy windzie usłyszałam że chłopak dopiero teraz zamknął drzwi. Weszłam do windy i dostałam smsa. Już za tobą tęsknie. Kocham cię. Uśmiechnęłam się do ekraniku i szybko odpisałam : Ja ciebie też :* schowałam telefon do kieszeni i z uśmiechem wyszłam z hotelu. Nagle ni stąd ni zowąd wyskoczyli jacyś ludzie z aparatami i zaczęli robić mi zdjęcie.
-Jesteś z Justinem?... Byłaś w nocy u niego?... Jesteście parą?- krzyczeli jeden przez drugiego. Nie mogłam nawet eis przez nich przedrzeć. Skołowana stanęłam i kręciłam się w kółko szukając drogi ucieczki. Paparazzi otoczyli mnie. Blaski oślepiały mnie, a przez ich krzyki nie mogłam się skupić. Nagle poczułam jak robi mi się słabo. Nie wiem co by się stało gdyby nie czyjeś silne ramiona. Poczułam jak ktoś mnie niesie a później wkłada do samochodu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam czarnoskórego mężczyznę, który uśmiechał się do mnie.
-Hej, jestem Kenny, ochroniarz Justina.
-Skąd ty się wziąłeś, o ile pamiętam Justin nie wspominał że przyjechał z nim ochroniarz.
-Bo Justin o tym nie wie. Pattie kazała mi jechać bo się o niego bała...- Kenny nie dokończył ponieważ jego telefon zaczął dzwonić-Nic jej nie jest, tak odwiozę ją... Uspokój się! Dobra do zobaczenia westchnął i popatrzył na mnie- Już wie, widział to w telewizji- zaśmiał się.
-Co!?
-No widział to w telewizji. Oczywiście jest na mnie zły że tutaj przyjechałem ale przejdzie mu- uśmiechnął się- Mam cię odwieźć do domu, gdzie mieszkasz?- nic mnie w tym momencie nie obchodziło. W głowie odbijało mi się echem zdanie Kenniego... Wszyscy widzieli to w telewizji... Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego z kim tak naprawdę się spotykam. Nigdy nie zaatakowali mnie paparazzi.
-Ej wszystko w porządku?- przed oczami zobaczyłam wielką rękę machającą.
-Dobrze, możesz odpalać auto, będę mówiła ci gdzie jechać...
***
-Wróciłam!!-krzyknęłam otwierając drzwi.
-I jak na urodzinach?- z salonu wyszedł tato.
-Fajnie, tato dzisiaj na kolacji będziemy mieli gościa- uśmiechnęłam się.
-No dobrze- w tym momencie zaczął dzwonić mój telefon. Popatrzyłam na mojego tatę przepraszająco i poszłam do siebie do pokoju.
-Kochanie nic ci nie jest? Jesteś już w domu? Nic ci nie zrobili?- zostałam zasypana pytaniami, mimowolnie się uśmiechnęłam. To było słodkie.
-Justin nic mi nie jest, gdyby nie Kenny...
-A właśnie jestem na niego zły, miał za mną nie przyjeżdżać.
-Kochanie uspokój się- zaśmiałam się.
-Na pewno wszystko dobrze?- powiedział zatroskanym głosem.
-Tak, tylko...
-Tylko?
-Boje się że teraz nie będziemy mieli życia przez nich.
-Spokojnie, nie dopuszczę do tego.
-Wierzę w ciebie- uśmiechnęłam się do telefonu.
-Kocham cię
-Ja ciebie bardziej.
-Wcale że nie, ja bardziej- zaczął się wykłócać. Zaśmiałam się.
-Niech ci będzie. Wpadniesz do mnie o 18?
-Na kolacje z twoim tatą?
-Tak.
-Boje się, a co jak mnie nie zaakceptuje?
-Przestań, będzie dobrze. Polubił cię.
-Mam nadzieję że nie mówisz tego żeby być miłą.
-Przestań, dobra ja kończę muszę zacząć szykować kolację.
-Jeszcze nie ma południa- zaśmiał się.
-No widzisz jak późno... Kocham cię.
-Ja ciebie też- szybko się rozłączyłam i pobiegłam do kuchni.
***
-Ja otworze!- krzyknęłam kiedy w domu zabrzmiał dźwięk dzwonka. Był to Justin. Wyglądał świetnie. Zza siebie wyciągnął wielki bukiet czerwonych róż.
-To dla ciebie- uśmiechając się.
-Dziękuje, są śliczne- pocałowałam go w policzek i splotłam nasze palce. Poszliśmy do jadalni gdzie czekał mój tato.
-Dzień dobrzy- przywitał się przestraszony Justin.
-Cześć- uśmiechnął się tato.
-To dla pana- powiedział Justin podając mu butelkę dobrego wina.
-Tato znasz już Justina więc nie będę go przedstawiać. Jedyne co się zmieniło to to że jesteśmy razem- poczułam jak Justin mocniej ścisnął moją dłoń. Uśmiechnęłam się.
-Czy to prawda?- zapytał mój tato bez żadnych emocji i spojrzał na Justina. Było widać że jest wystraszony. Pokiwał tylko głową potwierdzając to- Boisz się?- zapytał tato. To pytanie było zbędne, po moim chłopaku było to widać na kilometr. Justin znów pokiwał głową twierdząco- i bardzo dobrze. Wiesz co robię z chłopakami, którzy zranią moją córkę?- zapytał srogo mój tato.Justin pokiwał głową przecząco- Znajduje ich choćby na końcu świata i..- Justin przełknął głośno ślinę. Nie mogłam wytrzymać i wybuchnęłam śmiechem.
-Tato, bo Justin zejdzie mi tu zaraz na zawał- śmiałam się coraz głośniej. Tato przyłączył się do mnie i razem zwijaliśmy się ze śmiechu. Justin tylko stał i patrzył na nas.
-Słuchaj chłopcze- powiedział mój tato kiedy się już uspokoiliśmy. Położył dłoń na jego ramieniu i uśmiechnął się do niego- Nie bój się, nic ci nie zrobię- zaśmiał się- cieszę się że Marica znalazła sobie kogoś, a teraz chodźmy do stołu bo jedzenie wystygnie. Usiedliśmy z Justinem naprzeciwko mojego taty. Zaczęliśmy jeść a potem mój tato zadawał Justinowi pytania.
-Od kiedy jesteś z moją córką?
-Od miesiąca- uśmiechnął się do mnie i położył dłoń na moim kolanie.
-Czym się zajmujesz?
-Śpiewaniem.
-No przecież wiem- zaśmiał się mój tato.
-Ja posprzątam- wstałam i zaczęłam zbierać talerze ze stołu.
-Pomogę ci- powiedział Justin i zabrał ode mnie talerze. Poszliśmy do kuchni. Otworzyłam zmywarkę i układałam w niej talerze. Kiedy wszystko posprzątaliśmy powiedziałam tacie że idziemy do mnie i poszliśmy do mojego pokoju. Justin położył się na moje łóżko i zakrył swoją twarz dłońmi.
-Było dobrze, na tle poprzednich chłopaków wypadłeś najlepiej- uśmiechnęłam się. Chłopak odsłonił twarz i spojrzał na mnie.
-Mało nie dostałem zawału...
-Przestań, zadzwoniłabym na pogotowie- zaśmiałam się.
-Myślałem że ratowałabyś mnie...
-Nie umiem- uśmiechnęłam się do niego cwaniacko. Chłopak zerwał się z łóżka i podszedł do mnie.
-To proste chodź nauczę cię- złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę łóżka. Położył mnie na nim.
-Patrz teraz- powiedział a ja wybuchłam śmiechem- masz udawać nieprzytomną- westchnął.
-Dobrze- uspokoiłam się i zamknęłam oczy.
-Podchodzę do ciebie i widzę że jesteś nieprzytomna- zaśmiał się- Sprawdzam czy oddychasz- przyłożył ucho do moich ust i nosa- nie oddychasz muszę przystąpić do resuscytacji odchylił lekko moją głowę do tyłu i złapał za podbródek, przybliżył się do mnie i lekko musnął moje usta. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku.
-I tak wygląda resuscytacja?- zaśmiałam się.
-Nie- odpowiedział szybko i pocałował mnie. Położyłam się z powrotem na łóżko a Justin usiadł na mnie okrakiem i całowaliśmy się namiętnie. Justin wsadził swój język do moich ust i pieścił moje podniebienie. Czułam się niesamowicie. Jego ręka znalazła się teraz na moim udzie i lekko pocierał nią podnosząc tym samym moją sukienkę do góry. Nie chciałam teraz przestawać. Złapałam go za kark i palcami błądziłam w jego włosach. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam że dzwoni Josh. Odrzuciłam połączenie a telefon położyłam na szafce nocnej.
-Mam być zazdrosny?- zapytał kładąc się na łóżko.
-Ani trochę- uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego.
____________________________________________________________
Wiem że trochę długo nie dodawałam niczego nowego ale nie miałam nawet jakiegoś pomysłu na następny rozdział. Zaczęłam dzisiaj już kolejny rozdział i obiecuje ze dodam go we wtorek, ponieważ 16.04 mam przedstawienie i jutro będzie "lekkie" zamieszanie z próbami i takie tam... Więc dodam we wtorek po tym wszystkim. Liczę na wasze komentarze. Pozdrawiam :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boski rozdział ♥
OdpowiedzUsuńZajebałaś mnie z tym ojcem ... biedaczek an zawał by zszedł :D
Czekam nn i życzę powodzenia ^-^
rozdział wspaniały ;). ojciec Marici jest boski ;D. czekam na NN / laura.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie :D. Znalazłam je wczoraj i wczorajszej nocy przeczytałam wszystko ♥. Fajnie piszesz :) Kiedy w końcu dodasz 28? ;>
OdpowiedzUsuń[chance-purpose.blogspot.com]